Wełniana miłość starszego marynarza Jonesa.

Nie było chyba ani jednego marynarza w całej Królewskiej Marynarce Wojennej, który cieszył się z przydziału jego okrętu do bazy morskiej w Scapa Flow. Położona na dalekich rubieżach królestwa, była miejscem zimnym, ponurym, a nade wszystko przeraźliwie nudnym. Na próżno było tu szukać wygód jak w Portsmouth, nie można było się też zachwycić egzotycznym klimatem jak w Singapurze. Największą atrakcją, jaką miała do zaoferowania ta okolica, było boisko piłkarskie, wzniesione jeszcze w czasie poprzedniej wojny na pobliskiej wysepce. Oczywiście, aby rozegrać towarzyskie spotkanie z kolegami z floty, trzeba było się wpierw nawiosłować. Aura też niezbyt sprzyjała aktywności na świeżym powietrzu, albowiem opady deszczu były przerywane jedynie okazjonalnie. Śnieżycą. Było więc zimno, mokro, ponuro i smutno. Na szczęście, nawet tu alkohol był łatwo dostępny, zarówno pod postacią racji rumu, łaskawie przyznanych przez Jego Wysokość Króla (niech nam żyje sto lat!) jak i do kupienia od miejscowej ludności, których jedyną rozrywką siłą rzeczy musiało również być picie i rozmyślanie o samobójstwie.

Starszy marynarz Jones, zawinął niedawno do tego portu na pokładzie pancernika HMS Rodney, jednak miał już serdecznie dość tego miejsca. Nigdy nie przepadał za grą w piłkę, dlatego jedyną opcją na spędzanie przepustki pozostawało topienie smutków w zdobytych mniej lub bardziej legalnymi metodami trunkach. A że miał w sobie coś z odkrywcy (właśnie dlatego wstąpił do Royal Navy, marzył o dalekich podróżach, ale póki co Orkady były najbardziej egzotycznym z miejsc, jakie odwiedził, i nie zrobiły na nim zbyt dobrego wrażenia), to czasem lubił pozwiedzać okoliczne wioski i pastwiska. Tego dnia również wyruszył na zwiady. Pogoda była jak zwykle paskudna, chociaż o dziwo akurat nie padało. Lodowata bryza smagała jego twarz i sprawiała, że mocniej owijał się w swój gruby, szorstki płaszcz. Od środka ogrzewała go jednak miłość jego monarchy, która spływała na wszystkich marynarzy pod postacią przydziałowego grogu. Oczywiście nie samą miłością żyje człowiek, więc dodatkowo wzmacniał się samogonem, kupionym u życzliwego wieśniaka.

Przechadzając się po skalistym pastwisku (Jonesowi przyszła do głowy myśl, że tutejszy inwentarz musiał żywić się kamieniami, po trawa bardzo licho porastała skaliste wysepki) zorientował się, że nie jest sam. W oddali, na niewielkim wzniesieniu stała kobieta. Gruby wełniany płaszcz, którym była szczelnie otulona, zakrywał jej wdzięki, lecz jej twarz skryta wśród gęstych, kręconych włosów, była prześliczna. W bazie służyła grupa WRENów, tj. kobiet zajmujących pomocnicze stanowiska przy marynarce. Jones pomyślał, że to pewnie jedna z nich tak jak on szukająca sensu życia w tym surowym krajobrazie. Ach! Czyli bratnia dusza! Czym prędzej podbiegł do niej i zawołał:
– Co taka piękna niewiasta robi w tak ponurym miejscu?
Nie odpowiedziała, lecz zanim płochliwie odwróciła wzrok ich spojrzenia na moment spotkały się.
Jej oczy były czarne jak toń oceanu. Wśród marynarzy od wieków krąży przekonanie, że przed utonięciem ogarnia człowieka błoga rozkosz. Jones chciał teraz utonąć. Chciał zanurzyć się w jej oczach, zanurzyć się w niej całej i nigdy już nie wypłynąć. Zbliżył się do niej, jego ręka sama wsunęła się pod jej płaszcz, jego usta szukały jej ust. Nie opierała się. W ten zimny dzień żądza rozpalała ich ciała i dali się jej ponieść.

Nie byli w stanie powiedzieć, jak długo się kochali. Czas przestał mieć dla nich znaczenie. Zapewne spędziliby cały dzień w miłosnym uścisku, gdyby wścibski przechodzień nie sprowadził ich brutalnie na ziemię.
– Oi, ty! Co ty kurwa robisz! Przestań dobierać się do mojej owcy, ty zboczeńcu popierdolony, jebańcu niewyżyty!
Owcy?
Wtedy właśnie, przemówiła do niego po raz pierwszy.
– Beeee!

I tak moi drodzy w całej Królewskiej Marynarce Wojennej narodziła się nowa tradycja. Od tej pory za każdym razem gdy brytyjski okręt spostrzegł nadpływającą HMS Rodney, z pokładu witało ją gromkie beczenie rozbawionych marynarzy.


Alkohol 1: MD Reader
Alkohol 2: MD Reader

Jedna myśl w temacie “Wełniana miłość starszego marynarza Jonesa.”

  1. Pamiętajcie, drogie dzieci, że lekarza możecie okłamywać podczas badania na prawojazda, ale jak wylądujecie w szpitalu to musicie być uczciwi jak na spowiedzi

Możliwość komentowania jest wyłączona.