Ex tenebris lux.

Brytyjskie niszczyciele z czasów drugiej wojny światowej są jednostkami trochę zapomnianymi, przynajmniej w świadomości przeciętnego zjadacza chleba. Przyćmione sławą swoich większych koleżanek, kto pamięta dziś o wyczynach Bulldoga, przygodach Jervisa czy heroizmie Onslowa, nie wspominając już o wielu innych okrętach, które swą wojenną karierę spędziły, osłaniając konwoje, dzięki którym Alianci mogli kontynuować walkę, nawet w najcięższych dla nich czasach. Jest to o tyle niesprawiedliwe, że załogom tych małych okrętów, nie brakowało ani odwagi, ani woli walki, szczególnie że do służby na niszczycielach kierowano kadetów cechujących się największą brawurą i agresją, oni sami zaś uważali się za swoistą elitę Royal Navy, za każdym razem starając się sprostać pokładanym w nich oczekiwaniom, często wobec przeważających sił nieprzyjaciela. Niejednokrotnie przyszło im zapłacić za to najwyższą cenę tak jak bohaterce dzisiejszej opowieści — niszczycielowi klasy G — HMS Glowworm.

Glowworm rozpoczęła swoje życie w sławnej (to tu powstała między innymi HMS Amazon — pierwszy nowoczesny brytyjski niszczyciel zbudowany po pierwszej wojnie światowej, na bazie której zbudowano większość międzywojennych brytyjskich niszczycieli.) stoczni Thorynycroft & Co. w Southampton nad kanałem La Manche. Zwodowana w 27 lipca 1935 roku, służbę rozpoczęła 22 stycznia 1936 roku. Jako członkini niszczycieli klasy G miała wyporność standardową 1375 t. zaś w pełni załadowana wypierała 1888 ton. Siłownia o mocy 34 000 KM pozwalała, w idealnych warunkach, na rozwinięcie prędkości 35 węzłów, chociaż w warunkach bardziej realistycznych maksymalna prędkość była bliższa 31,5 węzła. Jej główne uzbrojenie stanowiły 4 pojedyncze szybkostrzelne działa kal. 120 mm (4,7 cala), rozmieszczone w superpozycji (to jest jeden nad drugim) po dwa na dziobie i rufie okrętu. Obronę przeciwlotniczą stanowiły dwa zestawy poczwórnie sprzężonych wkm-ów przeciwlotniczych kal 12,7 mm (0,5 cala) produkcji Vickersa. Aby sprostać wyzwaniom rzucanym przez okręty podwodne, wyposażono ją w ASDIC (czyli brytyjski ekwiwalent, a raczej protoplasta, SONARu), wraz z dwoma miotaczami i jedną zrzutnią bomb głębinowych, których na okręcie znalazło się dwadzieścia, chociaż ilość ta wzrosła wkrótce po rozpoczęciu wojny. Tym, co odróżniało okręt o swoich sióstr, było uzbrojenie torpedowe. Na jej pokładzie zdecydowano się przetestować nowe, pięciorurowe wyrzutnie torped. I tak Glowworm mogła się pochwalić dwoma takimi zestawami, podczas gdy jej siostry miały dwa zestawy poczwórne. Nowe wyrzutnie okazały się być sukcesem, i kolejne klasy brytyjskich niszczycieli (za wyjątkiem Tribali) zbudowanych przed wojną zostały wyposażone w takie właśnie zestawy.

Wybuch wojny zastał Glowworma na wodach Morza Śródziemnego. Jako że Włochy początkowo nie kwapiły się do włączenia do wojny akwen ten pozostawał teoretycznie nieobjęty działaniami wojennymi. Dlatego też brytyjskie dowództwo już w październiku 1939 podjęło decyzję o przesunięciu części okrętów, w tym Glowworma, z tego obszaru na wody brytyjskie. Najpierw krótko pełniła służbę patrolową przeciwko niemieckim U-Bootom na obszarze Southwest Approches (obejmującym południowozachodnie wybrzeża Wielkiej Brytanii, na Morzu Celtyckim i Kanale Bristolskim), po czym przeniesiona został raz jeszcze, tym razem nad Morze Północne, gdzie miał rozegrać się ostatni akt jej służby.

5 kwietnia 1940 roku, Glowworm razem z niszczycielami Greyhound, Hero i Hyperion wyszła w morze, jako eskorta dla krążownika liniowego Renown Zespół ten miał ubezpieczać rozpoczynającą się operację o kryptonimie Wilfred, której celem było zaminowanie wód wzdłuż wybrzeży Norwegii, używanych przez Niemców do transportu rud żelaza ze szwedzkich kopalni. W tym samym czasie niemieckie okręty były już w drodze także ku norweskim wybrzeżom, transportując żołnierzy i zaopatrzenie do nadchodzącej inwazji, z czego Alianci nie zdawali sobie sprawy (chociaż spodziewali się niemieckiej reakcji. Całe preludium do kampanii norweskiej zasługuje na swój własny rozdział). 7 kwietnia zespół napotkał na swej drodze potężną burzę śnieżną. Jeden z marynarzy z Glowworma został zmieciony przez wzburzone morze z pokładu i kapitan, Gerard B. Roope, poprosił na zgodę o odłączenie się w celu odnalezienia nieszczęśnika. Warunki pogodowe były jednak fatalne i akcja poszukiwawcza zakończyła się fiaskiem. Glowworm ruszyła, by dołączyć z powrotem do swego zespołu.

Rankiem 8 kwietnia, zza gęstej mgły wyłoniły się sylwetki dwóch niszczycieli. Nie należały jednak one do eksorty Renown, nie były to okręty brytyjskie, lecz przedstawiły się jako szwedzkie. W rzeczywistości jednak były to dwa niszczyciele Kriegsmarine – Z11 Bernd von Arnim i Z18 Hans Lüdemann. Długo zresztą nie próbowały udawać neutralności i otworzyły ogień w kierunku brytyjskiego niszczyciela. Glowworm odpowiedziała ogniem. Niemieckie okręty zaczęły się wycofywać, Glowworm ruszyła za nimi, nie zdając sobie sprawy z tego, co czeka na nią we mgle.

A tam czyhał Admiral Hipper transportujący niemieckich żołnierzy mających dokonać desantu w okolicach Trondheim. Brytyjczycy zostali bowiem uprzedzeni i inwazja na Norwegię już się rozpoczęła. Admiral Hipper był ciężkim krążownikiem, ponad dziesięciokrotnie cięższym od brytyjskiego niszczyciela (wyporność standardowa 16 170 ton), uzbrojonym w 8 dział kalibru 203 mm, z opancerzeniem czyniącym go praktycznie niewrażliwym na artylerię zamontowaną na Glowwormie. Widząc, z jakim przeciwnikiem ma do czynienia, kapitan Roope nakazał postawić zaporę dymną, oraz zaatakować wroga torpedami. Wszystko to jednak było na marne. Dym nie mógł przeszkodzić nakierowywanej radarem artylerii Hippera, a jej kapitan bezbłędnie dowodził swym okrętem. Ustawił się dziobem do rywala, tak, aby stanowić jak najmniejszy cel dla torped, jedynej broni na Glowwormie, która mogła realnie zagrozić krążownikowi. Żadna nie dosięgła celu. Celu zaś dosięgła artyleria niemieckiego krążownika, czyniąc ogromne spustoszenie. Wkrótce wszystkie działa Glowworma zostały uciszone, zaś jej pokład usłany był odłamkami i ciałami brytyjskich marynarzy.

Nie widząc żadnej szansy na ocalenie, kapitan Roope zdecydował się na desperacki krok, który co prawda przypieczętował los jego okrętu, ale dawał też choćby niewielką nadzieję, na zadanie przeciwnikowi strat. Wydał rozkaz taranowania. Glowworm ruszyła do szarży, której towarzyszył przeraźliwy jęk jej syreny. Jeden z pocisków Hippera spowodował zwarcie, przez co zawodzenie rozlegało się aż do samego końca starcia. Brytyjski okręt z impetem rozbił się o kadłub Admirala Hippera, który nie miał szans na uniknięcie kolizji. Uderzenie rozdarło pancerne poszycie krążownika. Na pokład wdarło się około 500 ton wody, jednak zatonięcie Hipperowi nie groziło. Tymczasem w wyniku zderzenia Glowworm utraciła dziób, dryfowała chwilę przy Hipperze, po czym przewróciła się i zaczęła szybko tonąć w lodowatych wodach Morza Północnego. Dowodzący krążownikiem kapitan Hellmuth Heye podjął akcję ratunkową. W sumie z wody podjęto 40 rozbitków, 6 zmarło jednak już na pokładzie w wyniku odniesionych ran. 112 brytyjskich marynarzy i oficerów poszło na dno ze swoim okrętem, wśród nich znalazł się też kapitan Roope. Za swoje bohaterstwo został on pośmiertnie odznaczony Krzyżem Wiktorii, między innymi dzięki wstawiennictwu Heye, który zdał relację z jego czynów za pośrednictwem Czerwonego Krzyża.

Utrata Glowworma była swoistym preludium do całej kampanii norweskiej. W pewnym sensie nadała też tonu wydarzeniom nadchodzących miesięcy. Royal Navy i jej okręty podczas wielokrotnie miały okazję, by dowieść swej odwagi, zakrawającej czasem o brawurę. Wielokrotnie też przyszło im zapłacić za nią najwyższą cenę, a pomimo ogromnego poświęcania, cała operacja zakończyła się klęską. W sumie ciekawym zrządzeniem losu jest to, że zarówno prolog, jak i epilog tej kampanii (przynajmniej jej części rozgrywającej się na morzu) to opowieść o odwadze załóg niszczycieli — małych okrętów, którym przyszło stanąć do nierównej walki z tytanami. Walki, którą przypłaciły życiem. Ale o tym może następnym razem.

Czochranie 24: MD Reader
Czochranie 25: MD Reader
NOWOŚĆ! Moja alkoholowa ucieczka od rzeczywistości prolog: MD Reader

Następne aktu będzie, kiedy będzie. Póki co wciąż życie (chociaż głównie praca) jebie mnie w dupsko i nie bardzo mam siły na skanlacje, dlatego też dalej działamy w trybie wakacyjnym, bez sztywnego rozkładu jazdy.


Jedna myśl w temacie “Ex tenebris lux.”

  1. Dobra, nowość, tylko troche malo xD
    Glowworm w wersji waifu z AL rowniez bardzo ladna!

Możliwość komentowania jest wyłączona.